niedziela, 27 maja 2007

obiecanki cacanki macanki sasanki


Ci co chcą to wiedzą, że byłam w świętej Italy i co niektórzy domagają się relacji :) jest to bardzo miłe, ale po przemyśleniu sensu tego wszystkiego, zapraszam na indywidualne spotkania wraz z fotami :) Nie będę opisywać wszystkiego co i jak było (setki przygód: tysiace przejechane na stopa, zaprzyjaźniona policja, nieznajomi a przemili dacho-dawcy, salsa i makaron o 4 w nocy, głupawki nieogarnięte, kwietniowa kąpiel w morzu, zjarane ciała, złote buty i wiele wiele więcej...), bo było zbyt cudownie, że po prostu brak słów pisanych, do tego trzeba jeszcze mimiki i gestykulacji :) wyprawa ta miała bardziej osobisty wymiar i duchowe przeżycia prowadzące odnowienia ducha, duszy i ciała.
Najważniejszy wniosek tej włoskiej wyprawy:
W życiu każdej istoty ludzkiej nadchodzi czas wyczerpania i zwykłej wegetacji, która staje się monotonią a potem chorobą społeczno- konformistyczna z szarym tłem, który powoli zamienia się w czarną dziurę pełną robactwa i zgnilizny. Oby uniknąc chociażby zbyt wczesnych objawów ludzkiej zarazy trzeba najzwyczajniej w świecie odpocząć , zapomnieć, oddać się procesowi oczyszczenia, oby ciało zebrało siły sycąc się urokiem świata każdym swoim zmysłem, a dusza przestała obliczać kolejne zyski i straty przemijającej godziny idąc po prostu przed siebie nie patrząc na przesuwające się wskazówki zegara. Wówczas duch zacznie znów myśleć samodzielnie pozwalając ponownie cieszyć się życiem, o którym zapomnieliśmy. Zatem profilaktycznie dla każdego zalecam od czasu do czasu zwyczajny urlop. :)

Do Włoch zawsze będę wracać z wielkim sentymentem i wielką radością, jaką pierwszy raz poczułam podczas pierwszej podróży w wieku 16 lat. Kraj o ślicznej architekturze, świętym powietrzu, życiu ulicznym i z kawą espresso przegryzioną rogalikiem z czekoladą, pycha :)

Co najpiękniejsze tam jest to niesamowita ilość Katedr i Kościołów, które w dużej mierze są ukryte i schowane przed zuchwałością ludzką. Spacerując ulicami czy to Arezzo, Asyżu, Bolonii, Embolii, Florencji, Lucci, Padovy, Perugi, Pizy, Rzymu, Sieny, Wenecji czy Werony podziwiając piękno budynków, ich staranie ozdobioną prostotę i rozważne wkomponowanie w architekturę miasta, często zatrzymywałam się i stojąc tak, dopiero po chwili orientowałam się, że stoję przed świętym miejscem: Kościołem czy Kapliczką i to zazwyczaj wtedy, gdy obserwując budowle z dołu w górę, analizując jego urok, na dachu znajdywałam krzyż- mały, skromny, uroczy.
Często są to budynki "wbudowane" bez poznaki w rząd ciasno ustawionych kamienic a pod nimi siedzi młodzież, plotkują dewotki, bawią się dzieci, umawiają się mężczyźni, stoją sprzęty jeżdżące i sprzedaje się kawa. Jest to centrum życia, jest to serce wolności i pojednania.
Zaś źródłem radości, rozwoju, prób i błędów i najbardziej bezpiecznym miejscem zabaw, charcy i spotkań głównie młodzieży jest zawsze Duomo!!!! Najczęściej spotykanym znakiem w miastach jest tabliczka z kierunkeim na Katedrę i to nie dlatego, że są najpiękniejsze tylko dlatego że dają schronienie i wszystkiego pod Katedrą człowiek się dowie.
Miejsce prawdziwej ludzkiej żwawy i prawdziwego głosu życia.
Niesamowita jest ta różnica między miejscami Boskimi w porównaniu do polskich wyizolowanych i przeświętych budowli, do których nie można się zbliżyć bez powagi na twarzy, śmiech jest zakazany tak samo jak normalny ton głosu, jak butelka wina, jak rozmawa ze znajomymi, jak śmiech z przyjaciółmi, jak pocałunek ukochanego, jak zabawa dzieci, jak kopanie piłki, etc. Nie można usiąść na przykościelnej trawie, bo nie jesteśmy godni, nie egzystuje w pobliżu żadna kawiarnia, restauracja, pub, piwiarnia, winiarnia w przeciwieństwie do nie tylko włoskiego otoczenie katedr ale również do frankfurckich, gdzie Dom otoczony jest lokalami "bei Dom".
Obserwując to wszystko stwierdzam, że jest to smutne i bardzo brakuje mi tego w naszym kraju, może przez to jesteśmy bardziej stonowani, skryci, samotni i smutniejsi, bo gdzie mielibyśmy się radować jak nie przy duchu istnienia???


cicicichhhhhoooo- bez krzyku


wróciłam, za cisze przepraszam, za kopniaki dziekuję temu co wprawdzie pedałem nie jest ani szprychą ale kocha rowery no i za wgląd Wielkiego Oka :-)
dzięki oswajaniu pewnego Byka , przy użyciu czerwonej płachty- chyba złamać chcę wszelkie zasady;-) znów dobrze mi się pisze....

No, więc nie ma żadnego wytłumaczenia albo jest ich zbyt wiele by tu teraz wyjaśniać, w każdym razie jestem tu po to by napisać do, tych, którzy czytają (ufff nie ma ich zbyt wielu wiec wiele pretensji nie spłynęło mi na barki) ·

Trzymając się przyjętych reguł powinnam zacząć od … Paryża

I tak chyba zrobię.

Kiedy to było sama nie wiem, ale o ile mnie pamięć nie myli to jakoś 26 luty +/- 2 dni, zaczęłam swoja praktyczna cześć nauki chirurgii.

Miałam wizje 4 tygodni katuszy zarówno naukowych, psychicznych, emocjonalnych jak i duchowych a co gorsza doszła katusza fizyczna.

Wiec z takim nastawieniem podchodziłam do chirurgii, a raczej do 4 tygodni, jakie miałam z nią obcować. Obiektywnie mówiąc trudno jest zmienić takie nastawienie tym bardziej moje, ponoć dość uparte i trwałe.

Zaczęło się od wstawania o 5:40 by wsiąść w tramwaj o 6:20 i na 7 zawitać na oddziale rozpoczynając wesoła wizytę lekarska.

Dodam ze to wszystko było tylko planem, jaki powinien być zrealizowany :-)

Ale jak to jest z planami ulegają one nie tylko przebudowie przez swojego twórcę jak i również samoprzebudowie i są pod wpływem innych niezależnych czynników. Tym sposobem poddając się tym wszystkim faktorom nigdy nie pojawiłam się na oddziale o tej magicznej 7:00 i to zawsze no prawie zawsze było niezależne ode mnie. Los tak chciał. :-)

Jedyne, co mogę powiedzieć od siebie w tej całej wizytowej pobudce pacjentów przez grono zacnych medyków, ze jest to w moim mniemaniu dość absurdalnie bezcelowe i mało sensowne, raczej mija się z celem. Ale cóż moja osoba przez te wizyty najbardziej pocierpiała a zaczęło się od pierwszego tygodnia i pierwszych spóźnień. Odbiło się to na mnie tym, iż naprawdę za przeproszeniem dali mi popalić, ale ku mojemu zdziwieniu było to nie tylko interesujące jak i intrygujące heheh

Męskie grono kolegów chcąc nie chcąc wkręciło mnie w tajniki chirurgii. Począwszy od zmieniania opatrunków, wyciągania drenaży, szycia, wykręcania śrub, zakładania płytek stabilizujących, wkręcania przy użyciu „aku” kolejnych śrub, oczyszczaniem „mikserem” zakażonych ran, wycinaniu skóry na przeszczep, szlifowaniu kości, wygrzebywaniu narkozę mięśni kończąc na znieczulaniu pęczka ramiennego czy nerwu kulszowego, oczyszczaniu stawu kolanowego i przyszywaniu więzadeł krzyżowych oraz amputując palec ·

Wiele dali mi zrobić Panowie Koledzy!! Widziałam rzeczy, których nigdy nie zapomnę i nie będę pewnie więcej robić. W ten sposób moje całe katusze i tortury chirurgiczne skończyły się nawet mile spędzonym czasie w towarzystwie dość napalonych psów.

Ale nie przesadzajmy chirurgiem to ja nie będę nawet gdyby mnie zmuszano biczem. Zaś wiedza chirurgiczną nie mogę pogardzić zresztą jak każdą inną.

A teraz pacjenci: wniosek jeden: AGATA nie zakładaj nart na swoje nogi!!!

Ok. 80 % to wypadki narciarskie: rozwalone kolana, złamane łopatki, złamane zarówno kości uda, jaki podudzia, nawet ten amputowany palec prawej ręki jest z wypadku narciarskiego. Patrząc na swój obsesyjny strach i szczęście – radzę sobie samej nie wchodzić na narty!!!

Następna grupa to kobiety z zespołem cieśni nadgarstka.

Potem to złamania szyi kości udowej- odsyłaliśmy do szpitala geriatrycznego w 99 %.

Reszta to wszystko inne :-)

No wiec tak po 3 tygodniach tam spędzonych i niezłej obsesji już i zmęczenia, z pęknięta głową od wiedzy urazowej i ortopedycznej stwierdziłam z Marta że udamy się do Paryża na weekend.

No i tu mamy nasz Paryż.

Podroż nie była ani łatwa ani bezstresowa, ale pełna emocji i mnóstwem niefortunnych zdarzeń.

Nie będę chyba wszystkim opowiadać, co się wydarzyło, bo mi sił na klikanie w klawiaturę nie starczy a jak starcza siły to klawiatura wybuchnie i oderwie mi palce.

Wnioski moi drodzy, najważniejszy jest zawsze efekt końcowy. Wynik, jaki uzyskujemy. Droga, jaką uzyskamy ten sukces dotarcia do mety jest całkowicie obojętna i dowolna.

O Paryżu nie ma, co wiele pisać. Wiem jedno zbyt mało słuchałam o nim no i oczywicha zbyt mało czytałam. Nigdy nie spodziewałam się ze jest tak piękny.

Wszystko było, znaczy jest tam jak z bajki. Każdy budynek, każda uliczka. Atmosfera wielkiej arystokracji. Ludzie wydają się tam wyzwoleni, wolni i samotni.

Bezwątpienia największe wrażenie na mnie zrobiła Katedra Notre Dame. Chciałabym tam przeżyć, choć jedna noc, spacerując po korytarzach pełnych duchów i stawonogów, rozmyślając, jaki jest sens mieszkania samemu tu.

Cóż podróże przez....., wspinaczka schodowa do szczytu Wieży Eiffla-La tour Eiffel , łuk triumfalny- L'Arc de Triomphe ( ależ trudno mi uwierzyć, że Francuzi cokolwiek zwyciężyli patrząc na ich teraźniejszą słodkość), Panteon, Les Invalides , gdzie pochowany jest Napoleon i jego żołnierze ( skąd ten Napoleon wziął się we Francji ??) choć o wiele bardziej wolałabym zobaczyć grób Morrisona cmentarzu Pere Lachaise- porządanego przez moje młodzieńcze lata hipisowskie, zatopione w jego poezji, ahhh jakie to było ciacho :-) szkoda, bo też nie widziałam grobu Edith Piaf pochowanej na tym samym cmentarzu no cóż ale nie miałyśmy już czasu, by odwiedzać groby i witać się z duchami :-) za to poszłyśmy do dawnego więzienia Conciergerie, dalej na odstrzał poszedł ogród Luxemburski a po drodze zabudowania Sorbony z unoszącym się w powietrzu powiewem wiedzy wszechludzkiej, gotycka kaplica z 13 wieku Sainte-Chapelle jest dość zdumiewająca, Opera Garnier i Hotel Lambert- może kiedyś w nim będę uprawiać namiętny seks hihi. A choć zwolenniczką muzeów nie jestem to muszę powiedzieć, że warto wejść do Le Musée du Louvre, choćby nie dla Mona Lisy ale dla Wenus z Milo, oczywiście żałuję, że nie byłam w muzeum średniowiecznym Musee Cluny, czasy upragnione do przeżycia, czarownice spalone na stosie, czary, miłość, rycerze, konie itp.…No i oczywiście nie dało się przejść obojętnie dzielnicą bohemy artystycznej Montmarte, czy dzielnicą Łacińską (Quartier latin)- naukowa dzielnica Paryża z opactwem Sainte-Geneviève i 6 wieków później założonym opactwem Saint-Victor ( Wiktor dość podpedalskie imienie, cóż rzecz gustu :-) ), oczywicha jako biedna studentka przeszłam się Rue de Rivoli, gdzie testowałam swoja sztukę aktorską, wchodząc jako „wyższa klasa” do najdroższych francuskich sklepów dla milionerów, zaś Plac Zgody- Place de la Concorde stał się chyba moim ulubionym miejscem, natomiast Place de le Bastille z opera paryska, gdzie są bardzo dobre knajpy ale kiepskie potańcówki :-) nie zrobił na mnie większego wrażenia poza tym, że wiele murzynów tam.

To jest szybki skrót, nie chce tu tego opisywać, bo o wiele lepiej robią to przewodniki i takie tam książeczki.

W każdym razie wrażenie robi niesamowite, zarówno jego wielkość jak i powietrze wypełnione historią i tajemnicą.

Cala wyprawa była totalną improwizacja, począwszy od tego, że nie miałyśmy gdzie spać kończywszy na tym, że nie zdarzyłyśmy na 7 rano w poniedziałek do naszych „Asów „ na chirurgie, co oczywicha skończyło się tortura operacyjna w ramach asystowania. :-)

Ale kilka telefonów do znajomych i miałyśmy załatwione noclegi u znajomych poznanych przez znajomych ich znajomych, zatem u przemiłych ludzi wesołych, gościnnych i co najważniejsze uśmiechniętych. Co więcej przez to doświadczyłyśmy studenckiego życia rasowych francusów, którzy mieszkają w przepiekanych starych kamienicach z baśniowo zakręconymi schodami, skrzypiącymi i straszącymi w nocy duchami.

Miałyśmy przyjemność już w pierwszej godzinie po przyjeździe mieć małe zwarcie z francuska babcia mieszkająca w dzielni chińskiej ( u tej babci mieszka przyjaciółka znajomej, z która jechałyśmy). Mianowicie zostałyśmy nieźle zarzucone bluzgami, ze jak to my w jej domu w jej kuchni herbatę pijemy, wiec mój pierwszy francuski był dość zrozumiały i jasny, co prawie przekonało mnie o łatwości tego języka :-)

Na koniec doprawiłyśmy ja prawie o furie, gdy to Marta weszła do kibla = wc, i nie mogąc znaleźć włącznika stukła jedna z tysiąca wiszących tam ramkę ze zdjęciem. Wywołało to we mnie totalna glupawke tym bardziej, ze pierwsze, co sobie pomyślałam ze w sumie rewelacyjnie musi być w tym kiblu oglądając zdjęcia babci z jej przeminionego już prawie życia i generalnie bez obrazy mówiąc srając na to. Heheh

Szybko usunęłyśmy swoje ciała z domu francuskiej wiedźmy i udałyśmy się do metra gdzie nas oszukano, oczywicha nie to żebym była rasistka, ale czarna pani sprzedająca nam bilety weekendowe po Paryżu wcisnęła nam bilety 2 razy droższe, o czym oczywiście skapnęłyśmy się dopiero ostatniego dnia, · ale co tam grunt że bilet był w ręce i że można ruszyć w Paryż. :-)

Wieczorem wybrałyśmy się do knajpy, oczywicha Place se la Bastille, gdzie jak zwykle nasza głowy utopiłyśmy w wyśmienitych trunkach alkoholowych. Co było wielka katastrofa tego wieczoru, nie obsługiwano nas, gdy zapomniałyśmy się przestawić na angielski i zaczynałyśmy szprechac do nich coś o drinku, wówczas nim skończyłam składać zamówienie już dawno nie było kelnerki przy mnie. Jednym słowem nieznoszą Niemców hih prawie tak jak ja, hhe. Początkowo było to dość przykre i pragnęłam wykrzyczeć po polsku „Wracaj zdziro„, ale cóż kultura mi nie pozwalała. Wiec sprawą zajęłam się inaczej podchodząc do baru i zamawiając swoje wymarzone kolejne 2 drinki, wdałam się w dyskusje z barmanem, co zaowocowało nie tylko osobistym dostarczaniem to drinków jak i całkowity ich gratis. Głów z Marta nie straciłyśmy i tuż przed samym własnościęciem opanowałyśmy się i zmieniłyśmy lokal.

Tam to już bomba była na maksa, obsesyjnie napaleni faceci, szturchający cię łokciem, myśleli ze to dobry sposób na podryw, inny zaś zakrywał ci oczy i myślał ze ślepa jesteś to go zechcesz, kolejny robił wręcz piurłety i przynosił podejrzane napoje, dwóch następnych się rozebrało a ostatni stał i patrzał, wygadując cos po „żabiemu”. Wniosek jeden Francuz slaby podrywacz!!! Pewnie jeszcze słabszy kochanek !! tam zaszaleć z seksem nie da rady :-) Tyle tego dobrego ze chociaż się uśmiałyśmy i potańczyłyśmy. Powrót do domu był uuuuuuuu jeszcze bardziej śmieszny :-)

Wniosek i rada dla podróżującego: komunikacja paryska jest dziwnie skonstruowana, mało czytelna i trudna do odnalezienia hehe no a skąd te opowieści o tych francuskich Casanovach, chyba zbyt bardzo wierzyłam opowieściom prababci :-)

Metra są wiecznie zatłoczone, drzwi od wagonów są cholernie trudne do otwierania ( brak guzika jest tylko jakaś gałka do pociągania –przekręcania), no i nieoznakowane przystanki metra znaczy oznakowane, ale tylko dla sokolego oka, nie kurzego :-)

Następny dzień był tylko zachwytem urokiem i bieganina ile, co i jak można jeszcze zobaczyć wykorzystując każdą sekundę. A co najważniejsze był to pierwszy dzień roku, 2007 gdy założyłyśmy na swoje przyślepawe ślepia okulary przeciwsłoneczne :-) ach, jakie byłyśmy szczęśliwe wtedy ….

Pod koniec dnia padałyśmy z sił a raczej z ich braku, wiec poszłyśmy tylko na „latina” imprezę z naszymi nowymi znajomymi, a część męska bezwątpienia jakaś dziwnie podpedalona jest.

Kawa i z samego raneczka o 8 ruszyłyśmy pod chmury. Oczywiście z obsesyjną myślą, że tłuszcz wycieka nam po bokach zdecydowałyśmy się na schody i bardzo dobrze ;-)

Widoki niepowtarzalne i nieopisane, architektura Paryża układa się w promienie słoneczne czy tez gwiazdę, co widać cudownie z każdej wysokości wieży.

Resztę dnia spędziłyśmy na dokańczaniu bieganiny zwiedzania i chichraniem się do siebie samych.

Prawdę mówiąc Paryż jest śliczny i nie da się zaprzeczyć, ale męczący przynajmniej mnie: za dużo turystów i tłumu. Nie mogłam czasem się odnaleźć, ciało moje było oszołomione ilością ludu a dusza przesiąknięta irytacją, zatem nie ma cuda idealnego, no przynajmniej w Paryżu :-)

Cud idealny istnienie w każdym z nas i każdy z nas może go stworzyć, gdy tylko przyjdzie odpowiednie natchnienie i czas. Może on powstać wszędzie i w każdym w ramach zasady wiary i chęci.

Co jeszcze z ciekawostek paryskich to oczywicha światła dla ruchu ulicznego nie pionowo zielony pod czerwonych, lecz czerwony obok zielonego hehehe

Pierwszy raz coś takiego widziałam i strasznie mi się spodobało.

Co jest jeszcze piękne w samych centrum Paryża od Placu Zgody w stronę Les Invalides jest mnóstwo trawy są wręcz pola trawowe, a co na nich???

Ludzie!!!!!!

Ludzie leżą, śpią, grają w piłkę, w tenisa w karty, jeżdżą na rowerach, czytają, piknikują, całują się, jeżdżą wózkami i chodzą z psami robi się na tej trawie wszystko wręcz wszystko i nie ma tabliczki: „nie wprowadzać psów”, „zakaz grania w piłkę” i takie tam. Zresztą zarówno w całym Paryżu na takich polach trawowych nie widziałam takich tabliczek jak i w samych Frankfurcie, zaś zawsze spotykam to w Polsce na najmniejszym, kawałku trawy jest jeszcze większa tablica z zakazem dotknięta jej!!!!

Cóż to nie absurd!!!!

Trawa jest dla ludzi, jest to miejsce spotkania, odpoczynku, relaksu, to jest to, co człowiek powinien przeżyć od czasu do czasu, by nie oszaleć w pędzie życia, ale w pl to nie dopomyślenia trawa staje się świętością a dzieciaki nie maja gdzie grać w piłkę, mamy nie maja gdzie pobawić się z bobasem, młodzież nie ma gdzie wina się napić i zagrać w karty, zakochani nie maja gdzie poleżeć.

Był to piękny widok, tysiące wręcz tysiące ludzi na trawie na zwykłej trawie udostępnionej dla każdego. A dookoła ruchliwa ulica 2-pasmowa w każda stronę a ludzi się śmieją i się bawią. Był to cudowny widok. I tak jest w całym Paryżu na każdym najmniejszym poletku trawowym ludzie odpoczywają, a policja im mandatu nie wypisuje i stara baba nie drze mordy ze maja zejść, bo zasiała właśnie.

Czemu w pl nie ma takich miejsc, czemu w pl trawa jest zakazana, czemu w pl nie ma jedności, czemu w pl jest samotność i zawiść, czemu, w pl ludzie nie potrafią się bawić i rozmawiać, czemu w pl nie ma ogólnodostępnej trawy, … czemu pytam, czemu?.

Jak widać w europie trawa ma zadanie jednoczące w pl niszczące?…. A myślałam ze jesteśmy w europie …..

Zbyt wiele myślę

Noc spędziłyśmy na piciu francuskich win aż do upadku nie do łóżka a do wanny, ponieważ była strasznie wielka i wypełnioną prawie wrzącą woda :-)

No i ostatni nas dzień, muzeum z grobem Pana N. i zapomnianych jego wiernych żołnierzy w Invalide, obiad ze znajoma i ostatnie spacery, odwiedziłyśmy sklep disney landa i weszłyśmy na łuk triumfalny i pod wieczór w umówionym miejscu w dzielnicy chińskiej spotkałyśmy się z nasza znajoma, by jechać spowrotem do fra.

Poszłyśmy do parkingu a tam czekał na nas samochód, dobrze powiedziane samochód, bez dodatkowych rzeczy, jakie powinny tam jeszcze być takie jak bagaż znajomej, radio, płyty, i jakieś tam pierdy. Krótko i zwięźle po prostu okradziono samochód, wiec z Martą ok. 2 godzin spędziłyśmy Mc’donaldzie sądząc ze to chyba najbezpieczniejsze miejsce w tej dzielnicy.

Może i tak, ale dość dziwne było. Zamówiłyśmy kawkę i ciasteczka za nami siedziała stara babcia ze schizofrenia gadającą do siebie, jedzącą palcami posiłek nie makdonaldowski tylko raczej „kuchnia chińska w paczce na wynos „,a do tego częstująca żebraka, podała mu cześć również palcami, potem o mało, co chińska prostytutka zafarbowana na czerwono siedząca niedaleko chciała ukraść mi okulary przeciwsłoneczne, Marta utknęła pól godziny w kiblu i wychodziła nad drzwiami przy mojej asekuracji i na koniec zajadałyśmy krewetkowe chińskie obleśne chipsy, po czym w końcu wyjechałyśmy stamtąd;-)

Jak wsiadłyśmy do samochodu to chciałyśmy w końcu odetchnąć, ze dom proszę dom i normalne miejsce. Ale jak to z nami po ok. 200 km skończył się gaz :-( na szczęście miły pan pomógł nam przełączyć gaz na benzynę czy cos takiego doholował nas te 4 km do stacji, potem po jakieś 1 h jazdy okazało się ze jesteśmy 100 km za trasa – wracamy i tym sposobem do tego doszło za przeproszeniem napierdalanie naszej znajomej, dotarłyśmy do domu o 6 rano po szybkim prysznicu dojechałyśmy na nasza chirurgie w znakomitych humorach i energią do działania, a plan na poniedziałek był spory, bo ludzie w weekendy na narty sobie jeżdżą :-)

No to tyle z Paryża chyba dość szybko i zgrabnie, na wszelkie pytania odpowiem, jak mi się jeszcze aluzja paryska jakaś przypomni to dodam jako PS z gwiazdka hehe

Pozdro dla czytających i tych, którzy doczytali do końca :-*